sobota, 12 maja 2012

„ Kiedy ciało jest smutne, serce powoli umiera. ”

Była noc. Ogromny księżyc w pełni na rozgwieżdżonym niebie, widać było doskonale przez okno w pokoju czarnowłosej postaci. Oświetlał jej drobną sylwetkę leżącą na łóżku.
Chłopak nie był w stanie wykonać choćby najprostszej czynności. Nie był w stanie samodzielnie się ubrać, wstać czy choćby ruszyć ręką. Wszystko jednakże widział, czuł, słyszał i rozumiał.

Jeszcze parę lat temu był ruchliwym, pełnym życia, zdrowym młodzieńcem. Miał delikatną urodę, prawie dziewczęcą. Był bardzo szczupły, posiadał duże czekoladowe oczy, naturalnie różane wargi, mały nosek i pół długie hebanowe włosy. Dzięki swej nietypowej jak na chłopaka urodzie, był zapraszany na różne sesje fotograficzne, a świat modelingu stał przed nim otworem. To było jedno z jego największych marzeń.
Drugim wielkim marzeniem, było zostać muzykiem. Śpiewał w garażowym zespole, który założył razem ze swoim bratem bliźniakiem.
Uwielbiał swojego starszego brata. Był dla niego prawdziwym bohaterem, którego podziwiał.
Zawsze starał się mu przypodobać i robił wszystko byleby tylko on go akceptował. Do 10 roku życia, byli niemal nie rozłączni i identyczni. Później każdy z nich zmienił fryzurę oraz sposób ubierania się. Żyli w swoim małym świecie i przebywali wyłącznie w swoim towarzystwie. Mówili sobie o wszystkim i wspierali się nawzajem, wtedy, kiedy byli odrzucani przez otoczenie.
Niestety wszystko uległo gwałtownej zmianie, kiedy to starszy z bliźniaków, został przyjęty przez paczkę dzieciaków ze szkoły do siebie; pragnąc być zaakceptowany przez kolegów przestał przyznawać się do swojego młodszego brata. Poniżał go przy innych, wyśmiewał się z jego ekstrawanckiego stylu, wyzywał od pedałów, nie zważając na to, czy może sprawić mu tym przykrość.
Młodszy nie rozumiał, dlaczego jego starszy ukochany brat traktował go tak, kiedy w pobliżu była jego paczka. Nie rozumiał tym bardziej, dlaczego kiedy wracał do domu uśmiechał się do niego przepraszająco i znikał za drzwiami swojego pokoju, zamykając się w nim. Nie raz zdarzyło mu się przepłakać całą noc z powodu starszego bliźniaka.

Mieli po piętnaście lat. Młodszy przyzwyczaił się do dziwnego zachowania poza domem. dredziarza. Przestał przepłakiwać noce, nauczył się przyjmować jego słowa chłodno i z opanowaną do perfekcji ignorancją nie zwracać na niego uwagi w szkole. Wiedział, że brat to robił, bo nie chciał tracić znajomych, a gdyby pokazywał się z bliźniakiem, który się maluje i farbuje włosy, nie dali by mu żyć. Rozumiał.
Tylko zamknięci w czterech ścianach pokoju wieczorami byli tymi samymi braćmi, co kiedyś. Rozmawiali o wszystkim. Cieszyli się swoim towarzystwem, aby rano na szkolnych korytarzach ponownie stawać się dla siebie największymi przeciwieństwami. Wieczorami byli dla siebie tym wszystkim, czym nie mogli być za dnia.
Była piękna pełnia księżyca, kiedy to młodszy z bliźniaków jak zwykle bez pukania bezszelestnie wszedł do pokoju starszego. Zastał go z gitarą akustyczną na kolanach, kiedy to wygrywał jakąś nieznaną mu melodie. Zamknął cicho za sobą drzwi i nie ruszył się z miejsca nie chcąc przeszkodzić bratu.
Dredziarz w pewnej chwili urwał, patrząc na jakiś nieokreślony punkt na niebie i nawet nie obracając się, rzekł:
- Podobało ci się?
- Tak – odpowiedział młodszy siadając na brzegu łóżka.
Starszy zaczął ponownie wygrywać tą samą melodię, co wcześniej, poczym westchnął.
- Brakuje mi tylko słów.
Czarnowłosy zamyślił się, wpatrując w księżyc za oknem i pod wpływem chwili zaczął cicho, jakby nieśmiało śpiewać:
- Powoli robi się we mnie zimno
Jak długo możemy tu będziemy
Zostań tu
Cienie chcą mnie przenieść
Jeśli pójdziemy, to pójdziemy tylko we dwóch,
Jesteś wszystkim, czym chciałbym być
I wszystkim, co płynie w moich żyłach
Zawsze będziemy się przemieszczać
Obojętnie dokąd pójdziemy, obojętnie jak głęboko
Dredziarz wsłuchując się w głos brata zaczął mu akompaniować na gitarze.
- Nie chcę być tam sam
Bądźmy razem
Nocą
Kiedykolwiek, kiedy będzie czas
Bądźmy razem
Nocą
Starszy wygrywając kolejne dźwięki przypatrywał się uważnie bratu i z każdym kolejnym słowem budziły się w nim coraz to kolejne wyrzuty sumienia. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że dla młodego jest całym światem.
- Słyszę twój cichy krzyk
Odczuwam każdy twój oddech
I nawet, gdy los nas rozdzieli
Obojętnie, co w tedy przyjdzie, co rozdzieli nas…
Trzymaj mnie inaczej będę pędził samotnie w nocy
Weź mnie ze sobą i trzymaj mnie
Inaczej będę pędził samotnie w nocy…
Dredziarz skończył grać. Młodszy bliźniak uśmiechnął się lekko.
- Napisałem to jakiś czas temu.
- Podoba mi się to… to o nas?
- Tak
- Od teraz to będzie nasza piosenka.
Na ich twarzach w jednakowym momencie pojawił się uśmiech.
Nie długo potem pojawił się pomysł ze stworzeniem zespołu, który założyli wspólnie z dwójką kolegów ze szkoły. Na początku nie odnosili szczególnych sukcesów. Grali w małych klubach. W pewien jesienny wieczór, na jednym z takich mini koncertów, które dawali czarnowłosym zainteresował się projektant oraz producent oglądający występ. Młodszy bliźniak dostał ofertę współpracy z jednym z domów mody, a zespół dostał szansę na zaistnienie na scenie. Wszystko wydawało się być na najlepszej drodze do sukcesu.

Jednak niedane było im dłużej się cieszyć.

Były wtedy osiemnaste urodziny bliźniaków. Świętowali je razem z chłopakami z zespołu. Czarnowłosy zbierał już od dawna pieniądze na wyjątkowy prezent dla ukochanego brata. Wszystkie oszczędności przeznaczył na sportowe auto, które od dawna podobało się bliźniakowi. Mimo iż sam nie otrzymał nic równie wartościowego od dredziarza, był szczęśliwy widząc szeroki uśmiech na twarzy brata, kiedy wręczał mu kluczyki.
Starszy od razu zaproponował przejażdżkę. Wszyscy chętnie się zgodzili. Czarnowłosy usiadł obok kierowcy, a pozostała dwójka przyjaciół na tylnych siedzeniu.
Mieli właśnie już wracać. Jechali autostradą nie za szybko ani nie za wolno. Nagle tuż obok nich przemknęły dwa motory z dużą prędkością, wyprzedzając ich i przecinając im drogę. Dredziarz próbując nie wjechać w pojazdy, został zmuszony do zmiany pasa. Nie zdążył już jednak zareagować, kiedy usłyszał tylko przerażony krzyk młodszego brata, klakson tira i głośny huk, a potem już tylko ciemność.
Wypadek obył się bez ofiar śmiertelnych. Samochód nadawał się już tylko do kasacji.  Kierowcy tira nic się nie stało, oprócz lekkiego wstrząsu mózgu. Dredziarz złamał rękę, a przyjaciele wyszli z niego tylko z paroma sinikami. Niestety dla młodszego bliźniaka, skończyło się to tragicznie. Tir uderzył od strony, po której siedział właśnie on.
Doznał wielu obrażeń. Połamane żebra, poważny uraz kręgosłupa, złamanie w podstawie czaszki, zmiażdżenie nogi…Na dodatek zapadł w śpiączkę, a lekarze nie wróżyli, że się obudzi, a nawet, jeśli się, to i tak będzie żył jak warzywo.
Starszy bliźniak obwiniał się cały czas. Miał wyrzuty sumienia. Wmawiał sobie, że gdyby nie zaproponował tej przejażdżki, nic takiego by się nie stało. Nie doszłoby do tego nieszczęsnego wypadku. Jego brat byłby teraz cały i zdrów. Jak bardzo tego w tej chwili żałował. Dlaczego to właśnie spotkało jego niczego winnemu brata? Czemu? Nie był wierzący, ale w tym momencie miał ochotę paść na kolana i prosić Boga, by czarnowłosy się obudził.
Czuwał nad nieprzytomnym bratem dzień i noc. Nie odstępował go nawet na krok. Nie mógł patrzeć na te wszystkie rurki wbite w drobne ciało bliźniaka podłączone do aparatury, na wszystkie bandaże i opatrunki, ale nie miał zamiaru zostawiać go tu tak samego. Nawet, jeśli lekarze nie snuli optymistycznych wizji, on sam nie przestawał wierzyć, że jego brat się obudzi. Cały czas miał nadzieję, która z każdym kolejnym dniem mijała, ale wciąż była.
Dredziarz spędził w szpitalu miesiąc tkwiąc przy łóżku czarnowłosego, od czasu do czasu będąc odciąganym od bliźniaka przez rodzicielkę lub przyjaciół, żeby się odświeżył, zjadł coś lub przespał. Robił to dość niechętnie, a potem szybko wracał do młodszego brata.
Był ranek; starszy właśnie drzemał na krześle, kiedy czarnowłosy podniósł ciężkie powieki. Usłyszał ciche pochrapywania dredziarza po swojej lewej stronie, lecz gdy tylko spróbował obrócić głowę w tym, że kierunku, poczuł coś w rodzaju odrętwienia i ciało wydało mu się strasznie ciężkie. Spróbował otworzyć usta, ale nic z tego. Ogarnęła go niema rozpacz. Chciał wołać o pomoc, krzyczeć, wrzeszczeć, że nie może się poruszyć, niech ktoś mu pomoże, jednakże, jego usta się nie otwierały. Po jego chłodnym policzku stoczyła się kryształowa łza.
Lekarze stwierdzili paraliż całego ciała. Starszy bliźniak postanowił zaopiekować się bratem. Był to swojego rodzaju masochizm, bo patrząc na przykutego do wózka młodszego brata i widząc jego smutne, wypełnione cierpieniem oczy, sam czuł ten sam ból. Mimo iż czarnowłosy wrócił do świata żywych, dredziarza wciąż obwiniał się i dręczył go wyrzuty sumienia. Czuł się podwójnie winny, kiedy pomyślał, że wszystkie marzenia jego bliźniaka runęły w gruzach. Już nigdy nie zostanie modelem, nie przejdzie się po wybiegu, ani choćby zaśpiewa. Sam nie wiedział, czy lepiej by nie było gdyby bliźniak nigdy się nie obudził. Przynajmniej tak by nie cierpiał, tłumaczył się sam sobie, kiedy nachodziły go takie myśli.
Opiekował się bratem najlepiej jak potrafił. Mył go, karmił, ubierał, czesał i dbał o jego włosy, a nawet nauczył się go malować tak jak zawsze robił to młodszy. Często wychodził z nim na spacery i cały czas do niego mówił, chociaż miał świadomość tego, że bliźniak mu nie odpowie, choćby nie wiadomo jak bardzo by chciał.
Czarnowłosy z każdym dniem czuł się coraz gorzej. Widział starania swojego brata, który wciąż próbował mu wynagrodzić ten nieszczęśliwy wypadek. On nigdy nie miał mu tego za złe. Pragnął tylko umrzeć. Cierpiał. Z każdą mijającą chwilą, kiedy siedział w wózku mogąc jedynie obserwować, co się dzieje, a nie mogąc tak wiele. Tak bardzo chciał powiedzieć bliźniakowi, żeby go zostawił. Przecież może sobie znaleźć jeszcze jakąś dziewczynę i ułożyć sobie życie. Jemu samemu z życia nic nie zostało, bo to, co teraz miał to życiem nazwać nie można było. Zwykła bezsensowna wegetacja. Chciało mu się płakać, kiedy widział jak dredziarz marnuje czas na zajmowanie się jego martwym ciałem, które mogło jedynie patrzeć. Nienawidził, kiedy ten głupi optymista wciąż powtarzał:
- Dla Ciebie mógłbym zrobić wszystko, braciszku. Tak bardzo Cię przepraszam…Wybacz mi, ale zobaczysz…Jeszcze wszystko będzie dobrze.
Ale ja już dawno wybaczyłem, próbował mu przekazać jakoś tą myśl młodszy bliźniak. Niestety nie mógł tego zrobić, choć tak bardzo pragnął.
Codziennie prosił Boga aby ta pseudo egzystencja się zakończyła, żeby to wszystko okazało się złym snem, z którego zaraz się obudzi i pójdzie opowiedzieć bratu.
Z czasem nawet zaczął się poddawać bólowi i przestawał go czuć. Przestawał też myśleć. Chciał tylko zasnąć i się nie obudzić. Niczego więcej nie pragnął…